Moja znajoma przyjechała do swojego studenckiego mieszkania
z pustym brzuchem, więc pierwszą czynnością, którą po otwarciu drzwi wykonała,
było istotnie – sprawdzenie zawartości lodówki. Zapasów na apokalipsę nie było,
więc obecnej w domu współlokatorce zaproponowała zakupy. Dziewczyna spojrzała
na nią spode łba i burknęła ‘Po co ? Przecież jest herbata.’.
źródło grafiki: https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXQTtDj1WCXO9vWJzMuJNuOl1aPtcLBt3pJNqCLobCM8P3M-uTOdcfCKICgKQH3c-hFINsVi17TISZlIDTvARcoKffqw8HbpYOAuGe2dDvrHwJdcZpQeAuZHFLekz4q0Rls5hKPHAM-Sw/s1600/kanapka+studencka.jpg
Jeszcze w liceum mamiono nas przekonaniem, że jak student –
to biedny i radzić sobie musi. Po internecie krążyły zdjęcia parówek gotowanych
w czajniku, czy iście akademickiego przysmaku – chleba posmarowanego nożem. Sama
w końcówce ostatnich wakacji objadałam się więc do oporu, podpierając się
wymówką ‘na studiach schudnę, bo przecież nie będzie tyle dobroci’.
Kontrolnie sprawdzam teraz wnętrze mojego burczącego
urządzenia chłodzącego i nieskromnie muszę przyznać, że …. skromnie nie jest. Co
prawda moja współlokatorka obdarzyła mnie ostatnio stwierdzeniem, że w
dzisiejszych czasach nie ma biednych studentów. Ja jednak burżujką też nie
jestem, a kieszonkowe mają wystarczyć stosownie ‘na przeżycie’. W czym więc
tkwi problem ? W kwintesencji lenistwa (bo mamusia nie zrobi) czy
nieumiejętności oszczędzania ?
źródło grafiki: https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3N7WN99qI7P6ChIMlMQe8i6T9yfLYb7JBogSoJ177lT2hLSYv3oVANrBZuJiUGJIAQtOydv-VMC3aMXtSPisBCwRSe7UwNyzZW6pt_xBOBpH691Qn4ZAiRspcOwuxReYCsEKt2TklDijt/s1600/1284455823_by_Shariana_600.jpg
Musiałam uciec 200 km od domu, żeby to zrozumieć. Z przyczyn
odległości - często babci nie odwiedzam, więc przysłowiowych słoików też na
długo nie starcza. Na uczelni miałam się pojawić już we wrześniu, więc przez
pierwszy samotny miesiąc kulinarnie raczyłam siebie wizytami w galeriach.
Założyłam, że dziennie 20 zł starczy mi na zapewnienie sobie stosownych
śniadań, kolacji, a także obiadów. Zwykle się mieściłam, całkiem przyjemnie mi
to wychodziło… tylko gdyby to tak sprytnie przekalkulować (20zł x 30 dni) to 600
zł bym przejadała, a do takiego rachunku doprowadzić nie chciałam. Pogoniłam
więc babę do garów.
Zaczęłam od wizyty w markecie. Chyba nigdy w życiu tak
skrupulatnie nie przyglądałam się cenom. Często-gęsto swoje smakołyki wrzucałam
radośnie do koszyka rodziców i kiedy ktoś by mnie zapytał 3 miesiące temu ile
kosztuje kilo ziemniaków, czy litr mleka zdecydowanie nie uzyskałby odpowiedzi.
źródło grafiki: http://www.bankier.pl/static/att/68000/2034004_Wykres777MiesiecznekosztyutrzymaniastudentawgscenariuszaII.jpg
Muszę przyznać, że jako fanka włoskiej kuchni najbardziej ucieszyłam się z ceny makaronu. Nie
dość, że rzecz niebywale niskokaloryczna, to banalna w gotowaniu i daje ogromne
pole do popisu w kuchni – można z niej zrobić dosłownie wszystko. Co więcej - paczka makaronu starcza na parę obiadów, więc zawsze warto go mieć w szafce.
Żeby pichcenie w domu, okazało się jeszcze tańsze niż jest - warto kuchnią się podzielić z współlokatorami. Z moimi dziewczynami to wychodzi jakoś tak naturalnie - nie wydzielamy sobie półek w lodówce, żadna nie ma podpisanego napoju, a i wyznajemy zasadę, że najsympatyczniej jest przy wspólnym stole, więc niemal każdego dnia któraś częstuje zawartością garnka - pozostałą resztę. Przy takim zwrocie akcji moja dzienna dawka żywieniowa wynosi koło 5-7 zł dziennie... I do takiego sposobu oszczędzania zachęcam was szczególnie. Tarta z łososiem,czy krem z kurek są naprawdę realne, przy takim rozwiązaniu.
Jeśli masterszefem byście się jednak nie określili (choć studia to doskonały czas na zdobywanie nowych umiejętności) albo jesteście po prostu leniwi - fajnym miejscem na ziemi są bary mleczne -te Poznańskie oferują dwudaniowy obiad w cenie 10 zł, w dodatku smaczny i niemalże domowy. Prawie zawsze można je dostać też w opcji 'na wynos' i zjeść gdzieś w biegu czy przed laptopem w mieszkaniu.
Tak pomocne jak lista zakupów jest również tygodniowe menu. Przysiądźcie, zastanówcie się, znajdźcie czas na pichcenie i chodźcie do sklepu raz na 7 dni - oszczędzicie zbędnych zachcianek, na które często przy zakupach macie ślinkę.
źródło grafiki: http://fitkid.pl/images/planer%20menu.jpg
Oprócz tego... ach tak - na koniec przypominam o kuszących promocjach. Być może w waszej rodzinnej lodówce niekoniecznie wszystko wam smakowało, ale tu jedzenie zapewniacie sobie sami. Jemy oczami, bezkonkurencyjnie ładujemy do wózka, jedzenie niepotrzebnie zalega w naszych kuchniach, a pod koniec miesiąca okazuje się, że nie ma za co wrócić do mamusi po pierogi.
Na obecną chwilę w waszym studenckim życiu - nie ma nic gorszego niż 'przejedzenie' pieniędzy.
Na koniec polecam wam jeszcze facebookowy 'Studencki budżet',
gdzie na bieżąco będziecie informowaniu o wyjątkowych, sprawdzonych okazjach.
Czas coś zjeść.
-manipulantka.
nic dziwnego, że warszawscy studenci to typowe słoiki - tyle pieniędzy na samo żarcie o.O
OdpowiedzUsuńhahhahahhahahahah "przecież jest herbata"! <3 Nadrabiam zaległości blogowe i dopiero teraz wpadłam na tę notkę :( chciałabym być biedną studentką, może 6 kilo poszłoby w drugą stronę..przy okazji polecam promocje Fresh Marketu, jak widzę 4 batony za 3 zł, to nie mogę się oprzeć, i 2 paczki makaronu za piątaka, życie na promocjach jest takie piękne
OdpowiedzUsuń